środa, 28 października 2009

errata do komentarze miszy

w nawiązaniu do komentarza Miszy, zamieszczam wspomnianą przez niego mapę, która w nowym świetle stawia wydarzenia pamiętnego wieczoru ;)

piątek, 16 października 2009

Urodziny Natki

Jutro w sobotę (17.10.09) wieczorem (nie ma sprecyzowanej godziny) świętujemy urodziny skarpianki Natki :) Miejscem naszego przeznaczenia ma być tajemnicza "Nowa Republika" we Wrzeszczu i w imieniu jubilatki serdecznie zapraszam.

Z tego miejsca w imieniu Skarpy chcę złożyć najserdeczniejsze życzenia, dużo zdrowia szczęścia i pomyślności :)

niedziela, 4 października 2009

Ukraiński sen

Po prawie dwóch miesiącach przedstawiam: Opis pobytu na Ukrainie według gala Alexyna

Godzina około 19 przybywamy pod wskazany adres na ulice Gruszewskiego. Od pierwszej chwili Lwów zaczął czarować nas swoją magią, a że byliśmy praktycznie w centrum, działało to na nas jeszcze mocniej. Wchodzimy do starej kamienicy, gdzie wita nas człowiek - na pierwszy rzut oka podobny do słynnego francuskiego siatkarza Stéphana Antigi. Wprowadził nas do środka i dał nam do dyspozycji cały parter, fajnie brzmiało "cały", ale to były ledwo 3 pokoje na krzyż, gdzie miało się zmieścić 15 osób. Tajemniczy nieznajomy miał na imię Stanisław i od razu wydał się być wporzo gościem ;p Zmęczenie totalnie dawało się we znaki, więc wykonaliśmy podstawowe czynności i poszliśmy spać (czytaj Alex poszedł i ciężko było go dobudzić :P). Jedna ekspedycja wyszła jeszcze do sklepu i wracając około godziny 22 wysiadły światła w całym mieście, ale okazało się to tylko chwilową przerwą w dostarczaniu prądu.
Do późnych godzin nocnych trwała debata jak tu kupić bilety na pociąg, o czym była dokładnie powiedzieć nie mogę, gdyż przebywałem w półśnie. Chyba po północy, ale w każdym razie w nocy Kalwas, Sqty i Qter wraz ze Stasiem pojechali taxą po bilety, lecz nie załatwili nic, bo babka nie mogła jednorazowo sprzedać więcej niż 9 biletów, chyba, że napisze się podanie do kierownika. Taki obrót sprawy nas nie urządzał i rano trzeba było zadziałać podstępem :).

Poznać nowy świat - 31 lipca - dynx - 2

Niewyspana trójca rano zerwała się skoro świt i pojechali znowu załatwiać bilety. Sprawa została załatwiona w 2 kasach, trzeba było dać w łapę komu trzeba no i trwało to dobre 4 godziny zanim wrócili spowrotem. Nie muszę dodawać, że bez Stasia nie załatwilibyśmy tam nic :)
Ogarnąwszy się i wypiwszy Lwowskie, wyruszyliśmy śladami naszego przewodnika do serca Lwowa. Najpierw udaliśmy się do naszej polskiej katedry łacińskiej, następnie mijaliśmy kaplicę Kampianów, tu jeszcze czuć można było Polskę ze względu na tłumy naszych rodaków.
Udaliśmy się w stronę rynku, obadaliśmy ratusz, katedrę ormiańska, cerkwie oraz przyległości :) Chociaż z każdą godziną zainteresowanie(mam nadzieję nie tylko moje) przechodziło na długonogie piękności, które chyba były największa ozdobą tego niesamowitego miejsca :) (w Polsce ciężko coś takiego doświadczyć).
Do obiadu krzątaliśmy się to tu to tam, aż do momentu kiedy przysuszyło i trzeba było skoczyć na wyśmienite piweczko. Będąc w sklepiku zaczął padać deszcz i wyglądał na taki przelotny, że akurat można było jedno wypić. W tym momencie znowu spotykamy się z czymś nowym, a mianowicie z tym, że po 1: odkrywają nam piwo w sklepie, a po 2: możemy sobie je tam smacznie wydynksić - no i nie ma tych śmiesznych napisów, że jest zakaz na spożywanie alkoholu w obrębie sklepu i w ogóle na całej Ukrainie - eh zajebiście. :(.
Wypiwszy jedno, kupiło się drugie i w drogę. Była nawet taka sytuacja, że po drodze, mijając tamtejszego stróża porządku odruchowo chowałem brona gdzieś za siebie, ale bez obaw, tam to norma i nic za to nie grozi (tylko w Polsce policja to nie ludzie, a boty bez serca - pozdro dla grubego i wąsa).
Dochodzi pora obiadowa, trzeba wrzucić coś na ruszt. Udajemy się do restauracji Pyzata Chata, na jej myśl robię się od razu głodny :) Resztkę dnia, którego nie zostało za wiele dziewuszki spędziły na krótkim spacerze w jakimś dziwnym miejscu, reszta zaś na kwaterze - co my tam robiliśmy hmm... chyba dynx ;p Tylko Qti miał indywidualny tok zajęć - poszedł po ćmaku szukać marketu :)

Narodziny Lwa - 1 sierpnia - dynx 3

Trzeci dzień stał pod znakiem wyprawy na słynny cmentarz Łyczakowski. Zanim jednak udaliśmy się do naszego miejsca przeznaczenia spotkaliśmy pod Mc'kiem Emilkę, którą pozdrawiamy (mam nadzieje, że zaczniesz czytać Skarpę:)). Dzięki uprzejmości tamtejszych ludzi trafiliśmy bez problemu. Podczepieni pod pewną polską grupę(wraz z przewodnikiem) zwiedziliśmy groby wielu znanych Polaków spoczywających w tym niezwykłym miejscu, takich jak: Konopnicka, Zapolska, Łoziński czy Banach. Czuliśmy się profesjonalnie oprowadzeni aż po cmentarz Orląt.
Następnie udaliśmy się na pewną górę, na której stał kiedyś jakiś tam zamek. Wracając przez rynek, uwagę kilku osób przykuł dość specyficzny automat zwany saturatorem, ale jednak nikt wyjątkowo nie miał ochoty na odrobinę bakterii Coli czy innego syfu ;p. Udaliśmy się więc jeść! :] Po jedzeniu udaliśmy się do kwatery, kto chciał ten udał się na shopping do miejsca odkrytego przez naszego eksplorera Qtiego :) Jak już wróciliśmy trzeba było wypić za zdrowie pierwszo-sierpniowego Lwa czyli Wielką 10. Dynxiliśmy Nemiroffka(najlepszy dynx jaki dynxilem:)), chyba nie można było sobie wyobrazić innych urodzin jak tylko we Lwowie :)
W tym miejscu chciałbym podziękować wszystkim za to, że po prostu byli, bo to chyba najważniejsze :)

Na Południe - 2 sierpnia - dynx 4

Rano wstaliśmy dość szybko i sprawnie na pociąg, który odjeżdżał o godzinie 12. Pożegnaliśmy Stacha i dotarliśmy przed czasem na peron. Dworzec piękny, ładnie zadaszony jakoś tak przestrzennie i czysto, a nie tak jak z opowieści mitów i legend jak to tu źle i wstrętnie.
Czas wsiadać. Prewodnik sprawdza bilety i można wsiadać - bez tego nie ma bata(tak jak to ma miejsce u nas, że po połowie przebytej drogi nagle łaskawie zaczną sprawdzać i budzą po 3 razy w nocy). Pociąg szerszy, wygodniejszy, bez drzwi przedziałowych, bo tam nie ma takiej potrzeby po 1: menel nie wejdzie, bo nie ma biletu, po 2: 100 razy wygodniej, prewodnik rozdaje pościel, można u niego kupić herbatę oraz piwo :) po 3: jest jakoś tak bardziej rodzinnie i można poznać wielu ciekawych ludzi. My takich poznaliśmy już na wstępie zamieniając się miejscami z niezwykle sympatycznymi Czechami (tu pozdrawiam Jana, Petra, Petre i ruMirka). Poczęstowali nas swym Rumem(już się domyślacie, dlaczego ruMirek? ;p) i było ogólnie sympatycznie. Tak oto po 7 godzinach jazdy, które zleciały jak z bicza strzelił, dotarliśmy do Wapniarki.
Wiocha na Podolu zabita dechami, gdzieś w tych okolicach urodził się Stachu ;p. Po lekkim rozpoznaniu terenu, poszliśmy do jakiegoś baru, gdzie Qti zaczął pić vode z kolejarzami (fajnie brzmi:), nie nadużywając ich gościnności szybko się ulotniliśmy, a co się okazało godzinę później doszło tam do jakiejś boruty. Po 22 nadjechał nasz pociąg do Odessy. Opróżniliśmy kilka Obolonów i poszliśmy spać



Arkadia - 3 sierpnia - dynx 5

4.30 dojeżdżamy do Odessy, na ulicach jeszcze ciemno, ludzie już pracują, oferują transport i noclegi. Po tylu godzinach jazdy trzeba się ogarnąć, skorzystać z toalety itd. Po raz pierwszy można było się tam spotkać z instytucją kibla na tzw. Małysza, ogólnie rzecz biorąc nie dało się postawić tam klocka, uwierzcie mi na słowo :P. Z doniesień z babskiego kibla dowiedzieć się mogliśmy o rozebranej, obsranej starej babie i prawdopodobnie zdrowo nadynkszonej, która wywoływała ogólnie obrzydzenie.
Przed 6 ruszyliśmy zwiedzać - póki nie było tłumów, oczywiście po wcześniejszym zajściu do Mackusia :). Najpierw zajechaliśmy na Potiomkinowskie schody zrobiliśmy "uśmiech" i poszlajaliśmy się po tej ekskluzywnej dzielnicy zwiedzając bliżej mi nieznane rzeczy (wybaczcie, że jestem takim arogantem ;p). Posiedzieliśmy w jakimś parku (dużo brakowało do parczyczku im. Wiórów z Biedronki przy Chirona).
Około 13 udaliśmy się na "Arkadie" najsłynniejszą plażę na południowym wybrzeżu. Knajpka stoi na knajpie, imprezownia na imprezowni jest to istny raj dla turystów, imprezowiczów i koneserów dobrego jedzenia. To tam po raz pierwszy mieliśmy okazję skosztować niezwykłej Szoarmy. Posiedzieliśmy na plaży poobczajalismy co się dało i około 17 zwinęliśmy się na obiadek - nie gdzie indziej jak do Pyzatej Chaty :). Następnie Ci co chcieli poszli na jakiś tam most z kłódkami, a 2 grupa zakupiwszy się wyruszyła na umówione spotkanie z Czechami na schodach. Osobiście muszę powiedzieć że tam Obolon smakował jak nigdy :).
Czesi zostawili nam pewien tajemniczy artefakt, maskę do nurkowania, która mam nadzieję Qti gdzieś ma :)
Pożegnaliśmy się i podjechaliśmy na pociąg, który mieliśmy kilka minut po 22. Na peronie jeszcze mieliśmy do czynienia ze Sqtym i jego wielkim altruizmem, który oddał jakieś stare jedzenie jakiejś bezdomnej (ciężko to opisać ;p).
W pociągu poznaliśmy wesoła grupkę wspinaczy ukraińskich oraz pewnego polaka z Oliwy wraz z żoną. Mimo zmęczenia trochę sobie przydynksiliśmy - co nie jest nowością :) Sqty wszedł na wyższy poziom lingwistyczny i dogadywał się już z Ukraińcami, nawet po niemiecku, a czasem nawet i kaszubsku. Jak już wszyscy poszli spać na placu boju zostałem z Yetsonem, Natką i Sqtym, który wyruszył z misją po Obolony. Budzi konduktora i się pyta o Obolony, a ten mówi, że jeden po 8 hrywien i zastanawia się jaki będzie koszt 4ech. Sqty mówi mu razem będzie 32 i daje mu 100 hrywien, a ten mu wydał 82. Po 15 minutach skapnął się, że za mało przyjął i przyszedł po 10 hrywien, a żeby nie robić problemów Sqty mu je dał, gdzie w ostatecznym rozrachunku pan konduktor pomylił się o 4. Tak więc spiliśmy i poszliśmy spać.

Stepy Akermańskie - 4 sierpnia - dynx 6

Godzina 11. "Wpłynałem na suchego przestwór oceanu" - rzekłem. Docieramy do Symferopolu, serca Krymu, na peronie oślepia nas blask szczerozłotych uśmiechów tamtejszych busiarzy. Prywaciarze proponowali nam 40 hrywien za kurs na zachodnie wybrzeże do Nikołajewki. Stargowaliśmy do 30 lecz co się później okazało było to i tak 2 razy za dużo.
Półtorej godziny jazdy po stepach wsłuchując sie w rytm zachodnich hitów przerobionych na ruski, wreszcie dojeżdżamy do miejsca przeznaczenia. Noclegownia znajdowała się na ulicy Lenina, u poleconej nam przez Stasia, tajemniczej Walentiny Wasilijewny i jej syna Alexandra Aleksiejewicza.
Na pierwszy rzut oka zraziłem się do miejsca w jakim będziemy mieszkać przez najbliższe dni, ale najpiękniejsze było ukryte wewnątrz. Podwórko za domem wyglądało niczym małe miasteczko na południu Włoch nad morzem śródziemnym. Pokoje 3 osobowe - jeden przy drugim, wspólna kuchnia, fajne ławeczki na świeżym powietrzu w podcieniu i wszystko okalały pędy winogron, tworzące cień przed upalnym słońcem.
Było około 14 jak przyjechaliśmy, więc trzeba było się jakoś porządnie ogarnąć po podróży i następnie udaliśmy się do jakiejś restauracji coś przekąsić. Tego dnia panowała dość napięta atmosfera wynikająca z ogólnego zmęczenia, ale jak wydynksiliśmy dość dużą dawkę rozweselacza w postaci Nemiroffka, zagraliśmy w mafię od razu się wyluzowaliśmy i atmosfera się oczyściła. Koło północy poszliśmy na plaże i z każdą godziną było nas coraz mniej, bo już dekiel musiał trochę odsapnąć, więc praktycznie wszyscy po mału zawinęliśmy się kimać.
Sqtemu, Kalwasowi i Qterowi za bardzo nie widziało się iść spać tak wcześnie to zabawili do 4 rano spijając Obolonki. Sqtemu prawie jeden z nich zaszkodził, bo okazał być się nieprocentowy;p. Powetował sobie to darmowym Hot Dogiem od najebanego sprzedawcy, który nie kwapił się by go skasować. Napatoczyła się też jakaś grupką Rosjan z gitarą i Qti mógł wykazać się znajomością ludowej pieśni rosyjskiej Katiuszy, której oni za bardzo nie znali :)

Nowa Kompania - 5 sierpnia - dynx 7

Żyjąc legendą, że na Krymie nie ma kaca wszyscy budzimy się rześcy, oczywiście od każdej zasady musi być jakiś wyjątek, no i akurat padło na Yetiego, ale mimo tego kaca wyglądała jakoś radośnie :)
Tego dnia akurat chcieliśmy zostać w bazie i zregenerować siły, zwiedzić okolice i pójść na plaże.
Na przeciwko naszego domostwa stał sklep Krymskie Wina, dość szybko zaskarbiliśmy sobie sympatie pracujących tam ludzi :). Od tego właśnie sklepu zaczynał się wielki bazar, można było kupić niemal wszystko. Idąc w stronę morza zaczynały wyrastać puby, restauracje i różnorodne imprezownie.
Plaża była dość mocno zatłoczona i też trochę zasyfiona, ale po kilkuminutowych poszukiwaniach znaleźliśmy własne miejsce. Tak więc, co można robić na plaży ? Opalać się, kąpać i dynksić :) Tak więc, każdy znalazł coś dla siebie :) doszły do tego również jakieś urozmaicenia w postaci banana czy zjeżdżalni ;p. Dzień jak codzień jeśli chodzi o standardy Nikołajewskie.
Popołudniu obiad, no i takie luźne głupoty, każdy robił co innego aż do wieczora, gdzie to w Krymskich Winach zrobiliśmy konkretniejsze zakupy:).
Ogólnie rzecz biorąc zasiadliśmy do gry w mafie, polało się dużo Obolonka i było dość sympatycznie. Około godziny 12 już trochę nadynkszeni poszliśmy na plaże, niektórzy weszli do wody pływać. Jak to z zasady stać się musiało, mistrz nieprzewidzianych sytuacji Qtinho musiał sprokurować coś za co będziemy mu wdzięczni do końca życia ;p.
Wyszedł na brzeg podszedł do nieznajomej grupki w celu uzyskania od nich fajurka, a oni od razu zaczęli lać mu vodeczke kubkami :) Szybko dołączyli do niego Kalwas, Maślak i chyba Sqty ;p
Na czele nowo spotkanej ekipy stał niejaki Misza, który znał kilka słów po polsku, początkowo myśleliśmy, że urodził się w Kartuzach (źle zrozumieliśmy:P) ale ma siostrę, która mieszka w trójmieście, a sam był nad Bałtykiem miesiąc wcześniej. Jakoś tak od razu nie wiedzieć czemu wytworzyła się bardzo duża wieź z nowo poznanymi, która owoce przyniosła troszkę później.
Tak upłynął dzień wieczór i poranek siódmego dnia ;]

Euforia i Rozczarowanie - 6 sierpnia - dynx 8

Wstajemy rano standardowe czynności i 9.30 stawiamy się na przystanku skąd ruszamy do Eupatorii.
Ponad godzinka jazdy i docieramy na północno zachodnie wybrzeże Krymu. W charakterystycznym dla siebie rozlazłym tempie docieramy do dość specyficznej linii tramwajowej, specyficznej bo jednotorowej ;p ale jakoś trzeba było się dostać do "centrum".
Tam jedyne co można było zobaczyć to pomnik jakiegoś żołnierza radzieckiego i portrety herosów tego miasta. No nic trzeba iść dalej w poszukiwaniu czegokolwiek do zwiedzania. Plaża to pewnie tam była, ale akurat nie tam gdzie byliśmy, jedynie co się rzuciło to przygnębiający pomost wzdłuż brzegu.
Wikipedia mówi o dwóch głównych zabytkach Eupatorii: o Meczecie piątkowym Dżuma-Dżami z 1522 roku i o Cerkwi św. Mikołaja Cudotwórcy z 1898 r. Tak się złożyło że mogliśmy zobaczyć obydwie świątynie. Dość śmieszne wdzianka trzeba było przyodziać żeby przekroczyć wrota meczetu. Głownie tyczyło się to dziewuszek i Sqtego, który nieźle się w tym prezentował przypominając wojownika Jedi. Ponadto zaczepiliśmy o karaimską świątynie Kenese (Eupatoria jest jednym z największych skupisk karaimskich na świecie). Poszlajaliśmy się jeszcze i wolnym krokiem zmierzaliśmy w kierunku busa. W międzyczasie zdałem sobie sprawę z tego że nie jestem jedynym obczajaczem w tamtym regionie, wszystko za sprawą znaku "Uwaga Obczajacze", jednak coś jest na rzeczy :).
Wróciliśmy, no i za bardzo nie szaleliśmy, poszliśmy na plażę i Qti wtedy postanowil zgłosić swój udział do miana Hardcora mniejszego i wziął udział w swego rodzaju pokazie "kaskaderskim". Położył się na ziemi i pozwolił by przeskoczył nad nim deskorolkarz ;p Ryzykował dużo no nie da się ukryć, ale młody mistrz dyscypliny nie pozwolił skrócić go o bebzon! Wróciliśmy, pograliśmy sobie standardowo w mafię i dość szybko poszliśmy w kimę bo o 6 pobudka.

Bakczysaraj - 7 sierpnia - dynx 9

Niewsypani prawie jak zawsze, musimy nadłożyć kawałek drogi do Bakczysaraju, jadąc przez Symferopol bo inaczej nie było biletów. Z rana w busie poleciał, jak się później okazało hit wyjazdu, Who the fuck is Alize po rosyjsku, no i trochę nas pobudził. Na stacji busów spotkaliśmy się z zadziwiającą ufnością pewnej starszej pani, która zostawiła nam cały swój bagaż w celu popilnowania przez jakieś 15 minut. Dziwna sprawa, bo powierzyć coś obcym ludziom z obcego kraju... dość nietypowa sprawa, a podobno tam kradną ;p. Trochę po godzinie 8 zawitaliśmy w 1 punkcie naszej wyprawy, w skalnym mieście Czufut-Kale (mam nadzieję że się nie mylę :). Zanim jednak tam doszliśmy minęliśmy dość ciekawie położony Monastryr Uspieński. Muszę powiedzieć że przez chwilę poczułem się jak w Tatrach ;p (ale się nie oszukam, tam było 100 razy lepiej ;p) .
Po zwiedzeniu przepięknych krajobrazów zjechaliśmy niżej do pałacu Chanów Krymskich oraz położonego przy pałacu, meczetu Chan-Dżami. Pochodziliśmy to tu to tam, to wewnątrz to na zewnątrz, to na Obolonka to do meczetu ;p. Akurat tego dnia było tam dużo turystów z Polski dokładniej z Poznania :).
Zawinęliśmy się przypadkowo jadącym busem, tak po prawdzie to nie był jakiś zwykły bus, kierowca wywalił na ostatnim przystanku wszystkich jadących z nami nie wpuszczając kolejnych rzekł do nas tymi o to słowami: "za 250 hrywien zawiozę was do Nikolajewki". Tak więc zaoszczędziliśmy około 2 godziny. Po powrocie na ulicę Lenina za nim się zebraliśmy minęło sporo czasu na pierdołach, wieczorem zaś w planach mieliśmy uderzyć na tamtejszą imprezownie.
Obolonki nie wiedzieć czemu znowu odgrywały kluczową rolę no i inne specyfiki z Win Krymskich ;]. Do imprezowni doprowadziły nas zamieszkałe u Walentiny Ukrainki, Oksana i Marina, chociaż dość szybko przepadły. Imprezownia dość taka rzekłbym normalna, ale zdanie diametralnie zmieniłem po tym jak Dj zastopował muzę, poprosił 3 pary i w erotycznym tańcu partnerka musiała rozebrać siebie i partnera, kto więcej zdejmie wygrywa:). W prawdzie od nas została tam garstka między innymi Sqty, który chyba chciał zobaczyć nagą Natkę i wypchnął ją na środek sceny. Konkurs wygrała pewna para, gdzie to jedna dziewuszka na wstępie ściągnęła striny. Pełni wrażeń i emocji wróciliśmy do bazy i poszliśmy grzecznie spać !

Sewastopol - 8 sierpnia - dynx 10

Tym razem busa mieliśmy o 9.30 więc pozwoliliśmy sobie na odrobinę, kapkę więcej snu. Tym razem celem naszej wyprawy był Sewastopol, miasto na południowym wybrzeżu, miejsce w którym stacjonuje słynna rosyjska flota czarnomorska. Udaliśmy się wpierw do Chersones, antycznego miasta greckiego już w dużej części pod wodą. Spotkaliśmy tam pewną kobietę spod Warszawy, która tak nie mogła nacieszyć się ojczystym językiem, że zagadała nas dłuższą chwilkę. Spotkaliśmy tam również grupę studentów z Krakowa, która odbywała praktyki na Krymie :) (widzieliśmy już ich wcześniej w Bakczysaraju, Kalwasowi podobał się wtedy tyłek jednego z nich:P).
Następnie udaliśmy się do portu pooglądać stateczki, generalnie czas nas bardzo gonił i chyba nie zobaczyliśmy tyle ile można było i około 16 zawinęliśmy do bazy.
Nietaktem byłoby nie wspomnieć o tych co nie wybrali się z nami do Sewastopolu. Majka, Jacek i Sqty zrobili sobie wolne i leniuchowali na plaży.
Gdy słońce niczym Święty Pomidor szykowało się do nurkowania w morzu czarnym, my szykowaliśmy kolejne wyjście na imprezownie i tym razem naszym celem była tancbuda o nazwie Night Club ;p(w prawdzie nie wszyscy poszli) . Tam Obolonek kosztował 15 hrywien:| ale w sklepie na przeciwko 4, więc sobie tak kursowaliśmy, trochę tu i tam, trochę na plażę. Przez to wszystko Qtiego nam gdzieś wcięło, bo umówił się z Miszami i nas nie odnalazł za prędko. Tym razem na imprezowni nie doszło do zbytnich ekscesów i raczej planowo skończyliśmy kolejną noc.

Wielkie Kotlecenie - 9 sierpnia - dynx 11

Troszkę zmęczeni codziennymi wyjazdami, tego akurat dnia postanowiliśmy skorzystać z innej formy wypoczynku, czyli było to leżenie plackiem na plaży. Jakoś go sobie tam urozmaicaliśmy np konstrukcja słynnej już na cały świat Yetimaps, a druga ekipa wybrała się na Banana. Najlepszym z tego wszystkiego chyba jednak był Obolon.
Dzień mijał i mijał i nadszedł wieczór w prawdzie ostatni na Krymie, więc musieliśmy go jakoś porządnie wykorzystać. Już wcześniej dogadaliśmy się ze sprzątaczką jednego z klubów że do 22 za 20 hrywien jest wjazd. Wyboru nie zmieniliśmy, ale do 22 jeszcze było trochę czasu na mafię no i na grubszy kaliber dynxu.
Udaliśmy się tam prawie w komplecie, mówię prawie, bo Qti najwyraźniej zaniemógł i ponieśliśmy go spać. Od 22 do 24 zleciało jak z bicza trzasnął, a o północy mieliśmy zapowiedzianą wcześniej wizytę w Krymskich Winach, a już nie w charakterze klientów. Udaliśmy się tam w 4 czyli Marta, Sqty, Maślak i ja ;p.
Panowie ze sklepu uraczyli nas winkiem i było ogólnie bardzo sympatycznie, zaprosiliśmy ich do Polski i zostawiliśmy tam jakiś kontakt. Po północy już sklep był zakryty, ale mimo wszystko ludzie chcieli się zakupić. Jednym z nich był zamieszkały u Walentiny podpułkownik armii Sowieckiej i tylko przez wzgląd i naszą prośbę by pozwolili mu kupić małe co nieco :). Rozmowa potoczyła się w tym kierunku, że Sqty podpuścił pułkownika żeby ten wypił 0.2 vodki duszkiem, co ten natychmiast uczynił. Sqty nie odpuścił i mówi: - drugiej nie wypijesz - po czym pułkownik odpowiada - a dawaj - gość ze sklepu wyjął z lodówki i nieodpłatnie w celach eksperymentu podał mu do spożycia. Sqty przygotował stoper, włączył, a po niemal 6 sekundach butelka była pusta. Szacun !
Spiliśmy do końca winiacza i udaliśmy się dalej w balety do imprezowni z rurą ! Jak spać każdy poszedł to chyba wie najlepiej, ja na przykład nie wiem ;p

Czas Powrotu - 10 sierpnia - dynx 12

Smuteczek wypełniał nas niczym ostatnie Obolony, zakupione w Krymskich Winach, na myśl opuszczenia Krymu. Jeszcze tylko jedna wizyta na krymskiej plaży i trzeba było się wynosić, bo już następni turyści stali w kolejce po pokoje. Około 16.40 udaliśmy się do Symferopola, bo o 19 mieliśmy pociąg do Kijowa. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie z wujkiem Leninem, dwa Makusie na zakąskę i wsiadamy do pociągu.
Byliśmy niestety podzieleni na 2 grupki 9 i 6 osobową. Ta 6 osobowa grupka nagle zwiększyła się do 8, a to za sprawą Ogóra i Łychy, 2 górali studiujących w Krakowie, którzy podobnie jak my przebywali na Krymie tylko, że w bardziej ekstremalnych warunkach :)
19 godzin podróży minęło bardzo przyjemnie, muszę dodać że pociąg nie spóźnił się ani minuty, a Ogór i Łycha nie spóźnili się na pociąg do Lwowa który mieli 15 min po przyjeździe do Kijowa :) (naprawdę fachowe są te pociągi).

O Stolico ! - 11 sierpnia - dynx 13

13.37 wysiadamy na dworcu głównym w Kijowie. Kalwas dzień wcześniej dzwonił do Miszy (oni 2 dni wcześniej wrócili do Kijowa) czy może by zechcieli pokazać nam kawałek miasta. Oni się zgodzili, a po 20 minutach jak my tam korzystaliśmy z usług McDonalda ;p przybyli by nas oprowadzić po stolicy, a byli to Misza, Sasza, Natasza i Karina. Od razu poprowadzili nas do metra. Zapłaciliśmy za przejazd 1.25 hrywny, udaliśmy się ku ruchomym schodom, jechały bardzo szybko, a końca ich nie było widać. W pewnym momencie myślałem, że zjeżdżamy do piekła. Co się później okazało, że tymi schodami jechaliśmy dłużej niż metrem do centrum.
W końcu wysiedliśmy koło pomnika Włodzimierza I i w pierwszej kolejności udaliśmy się do upodobanej przez nas Pyzatej Chaty :).
Następnie zaczęło się wielkie zwiedzanie (niestety bez Miszy - poszedł do pracy) , w ciągu tych kilku godzin zwiedziliśmy ważniejsze miejsca centrum Kijowa szybko i sprawnie, a wszystko za sprawą naszych kijowskich przyjaciół no i muszę dodać że Karina uczyła się o zabytkach, legendach i historii Kijowa aż do 4 nad ranem. Odwiedziliśmy także słynny kijowski stadion Walerego Łobanowskiego, gdzie Sasza sprawił nam podarek w postaci szalika stołecznego klubu Dynama. Podziwiając przepiękną panoramę Kijowa spotkaliśmy sympatyczną parę z Osaki - fajnie spotkać kogoś ze swojego miasta :)
Tak sobie wędrowaliśmy aż nastał zmierzch i zjawił się Misza wraz z siatką pełną smakołyków :) Ja w głębi duszy wiem, że bez tego rytuału, który mieliśmy zamiar niebawem zacząć oni po prostu by nas nie puścili do Polski :). Zaprowadzili nas na jakieś stare opuszczone boisko i zaczęliśmy dynksić, każdy toast miał jakieś swoje przeznaczenie, najbardziej zapadł nam w głowie trzeci, za miłość i za miłość wypić trzeba było duszkiem 3/4 kubka vodki :) Nieprawda, że to piękne i romantyczne ? :) Nie pozostaliśmy dłużni i nauczyliśmy ich w zamian znanej polskiej patriotycznej pieśni ludowej "Jebać, Jebać PZPN".
Niestety coraz bliżej było północy i niczym kopciuszek musieliśmy opuszczać tę imprezę i podążać w kierunku dworca. Jakoś nadspodziewanie szybko nam to poszło i mogliśmy sobie wydynksić jeszcze literka ;] no ale co dobre szybko się kończy i niemal równo o północy z bólem serca ruszyliśmy do Lwowa.
video

Granica - 12 sierpnia - dynx 14

Godzina 10 i znowu Lwów wita nas już smutnych wędrowców, nie mogących pogodzić się z tym, że zaraz trzeba opuścić ten piękny kraj, który uwiódł do granic możliwości. Zrobiwszy ostatnie zakupy w markecie i spiwszy ostatniego Obolona na ukraińskiej ziemi, wsiedliśmy do marszrutki jadącej na Medykę. Bez problemów na granicy w Przemyślu byliśmy po 14 i już od razu zaczął się szaleńczy wyścig na pociąg żeby w jakikolwiek sposób dostać się do Gdańska. Najpierw udaliśmy się do Rzeszowa. W tym pociągu spotkaliśmy znowu Łychę i Ogóra - świat jest mały :). W Rzeszowie kolejna przesiadka na pociąg do Bydgoszczy, bez planu bez ładu i składu skazani na łaskę PKP wsiadamy, żeby dostać się tylko na północ. Przed 5 dojeżdżamy do Bydgoszczy, po około 40 minutach mamy pociąg do Gdańska, niestety w barbarzyńskich warunkach musimy męczyć się prawie 5 godzin. Z Przemyśla do Gdańska jechaliśmy 17 godzin, a z Krymu do Kijowa 19 w super warunkach. Konkluzja prosta - Jebać PKP.

W domu - 13 sierpnia - dynx 15 (już u Sqtego)

Godzina 8 jesteśmy w Gdańsku i w tym oto momencie kończy się nasza przecudowna przygoda na ukraińskich stepach. Mieliśmy przyjemność poznać wielu niesamowitych ludzi, przeżyć wiele niezapomnianych chwil i chyba to jest najcenniejsze i na długo zostanie w naszych sercach.

Za wspólne wędrowanie podziękować chcę: Dżaskowi, Majce, Feminie, Natce, Yetiemu, Marcie, Moniszce, Kalwasowi, Maślakowi , Qterowi, Sqtemu, Miszy (wersja pol), Jackowi i Szczypiemu :)

czwartek, 1 października 2009

Reaktywacja #osowa

Z wielką przyjemnością informuję o reaktywacji słynnego ircowego kanału #osowa
Po kilku latach nieobecności znowu wracamy, jeśli ktoś nie wie o co w tym wszystkim chodzi niech ściąga mIrca i niech samemu się przekona !


Tu znalazłem jakiś link z Ircem i jakimiś skryptami do niego
http://lewik.terramail.pl/download.htm

Żeby połączyć się z Ircem należy w zakładce servers dodać jakiś z serwerów:
warszawa.irc.pl
krakow.irc.pl
lublin.irc.pl
gdańsk.irc.pl
ircnet.eversible.com

Port: 6667

zapraszam ! :)